Marana tha – przyjdź Panie Jezu – tymi słowami, kończącymi ostatnią księgę Pisma Świętego – Apokalipsę, wyrażali swoją tęsknotę za powtórnym przyjściem Chrystusa pierwsi chrześcijanie. W jakiejś mierze oddają one treść rozpoczynającego się właśnie Adwentu. Nazwa tego okresu liturgicznego pochodzi od łacińskiego słowa adventus – przyjście. Z jednej strony jest on przypomnieniem starotestamentalnego oczekiwania na przyjście obiecanego Mesjasza a z drugiej okazją do uświadomienia sobie, że my, ludzie Nowego Testamentu, jesteśmy tymi, którzy oczekują na powtórne przyjście Boga, który stał się Człowiekiem i ponad 2000 lat temu pojawił się na Ziemi.
W naszym codziennym funkcjonowaniu, czas ten kojarzy się nam przede wszystkim z przygotowaniem do świąt Bożego Narodzenia. Wspominając minione adwenty, zapewne pamiętamy porządki robione w naszych domach, gorączkę zakupów, przygotowywanie wieczerzy wigilijnej, oczekiwanie na bliskich, którzy przyjadą do nas na święta…, a także to, co działo się w wymiarze duchowym: poranne roraty, rekolekcje, przedświąteczną spowiedź…
Pandemia, która w ciągu ostatnich miesięcy, zmieniła w niektórych obszarach nasze życie, rzuca też swój ponury cień na czas przedświątecznych przygotowań. Nie będzie tłumów w kościołach, nie będą zajęte wszystkie miejsca przy wigilijnych stołach… wielu z tych, których chcielibyśmy mieć przy sobie w ten szczególny wieczór prawdopodobnie z różnych względów zabraknie. Będzie za to nadal dużo lęku o los nas i naszych bliskich, niepokoju w myśleniu o przyszłości. Atmosfera panująca w naszej Ojczyźnie naznaczona bolesnymi podziałami, nieustannymi sporami, agresją… Bolesne i gorszące informacje dotyczące Kościoła. To wszystko stanowi swoisty, smutny kontekst tegorocznego Adwentu i zbliżających się świąt.
Jednak paradoksalnie to, co trudne i tak niepokojące, może też stanowić pewna szansę. Szansę na odzyskanie prawdziwego Adwentu i prawdziwego Bożego Narodzenia. Bóg obiecał swoje pierwsze przyjście na ziemię jako Mesjasz w momencie popełnienia pierwszego grzechu, gdy rozpadła się pierwotna harmonia ze Stwórcą i drugim człowiekiem. Ludzie odwrócili się od Boga, ale On nie odwrócił się od ludzi. Ponawiał swą obietnicę w przymierzu z Abrahamem i Mojżeszem. Przypominał o niej przez proroków. Nigdy się z niej nie wycofał, mimo iż wybrany przez niego Naród tak często był mu niewierny. Nie zraził się okolicznościami swoich narodzin i faktem, że prawie nikt tego nie zauważył. Ludzie byli zajęci swymi sprawami, gdy Bóg rodził się w Betlejem, stając się tym samym Emmanuelem czyli „Bogiem z nami”.
Może ten czas wymuszonego ograniczenia naszej aktywności, skromniejszych przygotowań świątecznych, niepokoju i lęku pozwoli nam wreszcie głębiej sobie uświadomić, czym powinien być prawdziwy Adwent i zatęsknić za Bogiem. Nie ma Go w świątecznych dekoracjach, w dwunastu potrawach, w choince ani prezentach… Wszystko to tylko nasz, ukształtowany przez wieki, sposób świętowania tego czasu. Owszem piękny, ciepły i rodzinny, ale czasami przesłaniający to, co najistotniejsze. Bóg chce być z nami i w nas. Tylko my wreszcie musimy Mu na to pozwolić. Bóg, który przyszedł do grzesznych i ubogich, Bóg, który nie zraża się naszymi słabościami i nigdy nie łamie swoich obietnic. Bóg, który nie reklamuje się w telewizji i na bilbordach jak towary w przedświątecznej sprzedaży, ale cierpliwie i dyskretnie czeka, byśmy wreszcie pozwoli Mu wejść do naszego życia.
ks. Piotr Nowak